środa, 19 grudnia 2012

,,Pewnego dnia" Emily Giffin

Gdyby pewnego dnia Twój największy sekret wyszedł na jaw?
Gdyby pewnego dnia przeszłość wróciła i zmieniła wszystko?
Gdybyś pewnego dnia dostała szansę, by odbudować najważniejszą więź w swoim życiu?

Pewnego dnia w drzwiach Marianne staje osiemnastoletnia Kirby. Jedno spojrzenie wystarcza i Marianne wie, że odnalazła ją córka. Jej idealny świat rozpada się, a wspomnienia o młodzieńczej namiętności ożywają.
Czy Marianne i Kirby zbliżą się do siebie? Czy zrozumieją, czego chcą? Czy wreszcie odważą się pójść za głosem serca?
Nikt nie zrozumie Cię lepiej niż Emily Giffin!
( z www.lubimyczytac.pl)


          Po takim opisie wiadomo, że problem pt. ,,oddanie do adopcji dziecka" nie da się łatwo rozwiązać. Zacznę jednak nie od niego, ale od przedstawienia głównych bohaterów. Marianne to 36 letnia kobieta, która odniosła sukces. Zajmuje się pisaniem scenariusza do popularnego serialu ,,Sound Second Street" , jest w związku ze swoim szefem Peterem. Ma dobre przyjaciółki. Mieszka w luksusowym apartamencie. Trochę sztucznie brzmi ten opis? Niestety, ale taka też jest rzeczywistość głównej bohaterki. Mimo pozornego ,,poukładania osobistego" - w związku, w relacjach z bliskimi, w pracy nie może się w nie wpasować. Dlatego kiedy przyjeżdża do niej jej osiemnastoletnia córka Kirby to najpierw widzi w tym straszny zgrzyt i próbuje ładnie się zaprezentować a nie starać się zrozumieć nastolatkę. W końcu nie była to planowana ciąża, tylko przypadkowy efekt kopulacji dwojga młodych ludzi po ukończeniu liceum. Warto dodać, że dziewczyna nikomu prócz własnej matce nie powiedziała o tym, że będzie mieć dziecko. Tak, tak - nawet ojciec dziecka nie wiedział o nim. Do czasu...18 lat to wystarczająco dużo na ukrycie tajemnicy. Zwłaszcza jeśli dziecko nie jest głupie, nie da nabrać się na oczarowanie prezentami i chce poznać swojego ojca...

           Córka jest zupełnie inna, dla niej liczy się szczerość i bycie sobą. Czasem sporo za to płaci - przybrani rodzice faworyzują jej siostrę, w szkole brana jest za ,,odludka" i chodzi do psychologa (na szczęście on traktuje ją jak równego partnera do rozmowy a nie nierozumianą gówniarę). Do tego ma fioła na punkcie starych zespołów, głównie rockowych. Sama dobrze śpiewa oraz gra na perkusji, co w pewnym momencie przyniesie ciekawy efekt...Właściwie trudno znaleźć jakieś punkty wspólne między nimi dwoma. Natomiast ojciec, czyli Conrad ma z Kirby podobne cechy. Prowadzi bar, w którym grana jest przez 365 dni muzyka na żywo. Umie grać na gitarze i śpiewać, do tego również woli ,,iść własną drogą" niż robić coś pod dyktando (lub sugestię) innych. Jaki będzie efekt, gdy ostatecznie te 3 osoby spotkają się w jednym pomieszczeniu - nie zdradzę. Ale podobał mi się sposób w jaki został opisany, realistycznie i bez patosu.
 
           Skoro już uchyliłam rąb(k)a fabuły to trochę o plusach i minusach książki. Plusem było to, że łatwo i przyjemnie się czytało, ale na szczęście nie jest to ,,jednonocny kryminał, który zapomniasz ranem". Problem nastoletniej ciąży i konskwencji, emocji z nią związanych również został przedstawiony w porządku. Główne bohaterki, czyli Kirby i Marianne wzbudziły moją sympatię. Pierwsza za to, że ma ,,charakterek" i swoją pasję, której nie chce rzucić w kąt wybierając studia. Druga za to, że początkowo wydaje się być paniusią z wyższych sfer, jednak okazuje się to być tylko otoczką dla jej ukrytej ,,prawdziwej" osobowości. Minusy to trochę brak częstszego kontaktu głównej bohaterki z przyjaciółkami, chociaż może miało to pokazać ,,pozorną przyjaźń gdzie właściwie jest ok, ale nie mówi się wszystkiego" oraz postać Petera. Miał być facetem z marzeń, który jednak okazał się irytującym typem mającym za dużo pewności siebie.

           Książki Emily Giffin czyta się bardzo szybko. Czy to wystarczy, żeby stać się cenioną autorką i mieć na książkach określenie ,,Nikt nie zrozumie Cię lepiej niż Emily Giffin."? A może potrzeba do tego jeszcze umiejętności kreowania ciekawych bohaterów, którzy mimo, że tylko ,,książkowi" wydają się realni i bliscy? To jeszcze za mało. Ale Emily Giffin wyciąga na światło dzienne w swojej twórczości problemy, które często krążą w życiu - zdrada, bezdzietność, kariera czy rodzina, ciąża w wieku nastoletnim, zalety i wady małżenstwa, stosunki w rodzinie. To jest chyba ten ostatni punkt, który zapewnił jej taką popularność na skalę światową. Na podstawie ,,Coś pożyczonego" zrobiono film pt. ,,Pożyczony narzeczony". Nad ekranizacją ,,Pewnego dnia" wielbiciele Giffin już się zastanawiają, proponując wybrane gwiazdy do roli konkretnych bohaterów - np. Dakota Fanning jako Kirby całkiem mnie pasuje. Natomiast w roli Conrada widzę Johnny'ego Depp'a.

Źródło zdjęcia: www.lubimyczytac.pl

środa, 12 grudnia 2012

Artur Andrus i Maria Czubaszek: ,,Każdy szczyt ma swój Czubaszek"

                 Maria Czubaszek to postać całkiem dobrze znana - przynajmniej tak mi się wydaje. Ostatnio z powodu swoich poglądów na temat macierzyństwa i rodziny , wcześniej np. z tekstów do radia, z seriali - chociażby ,,Brzyduli". Dla mnie pani Czubaszek to bardzo inteligentna, bystra i ciekawa osobowość. Poza tym cechy bardzo przydatne w życiu i godne naśladowania, czyli dystans do siebie i do świata oraz troska o dobro zwierząt. Czubaszek dużo rzeczy traktuje z przymrużeniem oka, ale jak sama przyznaje - los zwierząt zawsze ją obchodził na poważnie. A że ma swoje poglądy i nie boi się ich mówić publicznie - czy to źle? Nie każdy musi lubić dzieci, sport i podróże. Pokój hotelowy zamiast domu, brak zainteresowania o dzieci znajomych czy też palenie 3 paczek dziennie - to jedne z bardziej oryginalnych wyborów bohaterki. Pewno jakaś część społeczeństwa złapała się za głowę, kiedy usłyszała takie słowa.


                 Z książką Marii Czubaszek i Artura Andrusa to było tak. Jak ukazała się w księgarniach w październiku zeszłego roku to stwierdziłam, że trochę poczekam. Co było wielkim błędem - może załapałabym się na spotkanie z autorami a tak to po ptakach. Chyba, że napiszą (Czubaszek i Andrus, bo wiem, że Andrus wydał  ostatnio swój blog w formie książki ,,Blog osławiony między niewiastami" - za to też pewnie kiedyś się zabiorę, bo czuję, że nie będzie to zmarnowany czas) jeszcze jakąś kolejną książkę. Nie wiem czemu, ale nie przepadam kiedy na pewną książkę jest szał i widzę ją za szybą wystawową w prawie każdej księgarni, jest promowana w internecie i mediach. Podobnie może i jest z filmem oraz modą, ale oczywiście są wyjątki. (Pamiętam wielką radość z 7 lat temu kiedy w sklepach pojawiły się masowo rurki i zwężane jeansy - w końcu koniec z dzwonami...) Jak już minie ten gorący okres to pojawia się wtedy większa chęć na poznanie się z wybranym egzemplarzem. Są oczywiście takie, które nawet kiedy przestają być tak popularne to i tak nie wzbudzą ciekawości - np. ostatnio szeroko komentowane ,,50 twarzy Grey'a". Przechodzę jednak już do wywiadu z Czubaszek, który jest po prostu świetną książką. Nie jest to typ: ,,czytam przez miesiąc, żeby stopniować sobie przyjemność poznania bohaterów"  ani ,,dobra książka, ale średnio podoba mi się o czym mówili". To typ: ,,mam tę książkę w dłoniach...i czytam,czytam,czytam. co? muszę jeść, pić, chodzić do toalety? przecież to jest taka ciekawa książka - nic mnie nie obchodzi." Tak mniej więcej opisuję stan, w którym uwielbiam się czuć - zdarza się to rzadko, ale za to radość czytania jest o wiele większa. Przejdę może do głównego tematu, czyli - o czym jest ta książka?

                 Maria Czubaszek to twórczyni tekstów piosenek, scenariuszy, sztuk, seriali, słuchowisk ( polecam z książki ,,Dzyń,dzyń", ,,O śpiącym królewiczu"). Można ją zobaczyć  w ,,Spadkobiercach" , gdzie gra Maggie Mekintosz Owens oraz w ,,Szkle Kontaktowym" na tvn24. Ta książka to podsumowanie życia zawodowego, prywatnego i towarzyskiego Marii Czubaszek. Właściwie ,,prywatne" i ,,towarzyskie" powinny być w jednej kategorii, ale tutaj byłoby to chyba niewłaściwe. Ponieważ Czubaszek znała i wciąż zna wiele niesamowitych ludzi, co np. skutkuje dostaniem zdjęcia Barbry Streisand z jej autografem od Romana Polańskiego albo napisaniem wiersza o ,,Wpływie Marii Czubaszek na rzeźbę terenu w centralnym masywie Himalajów" przez Jonasza Koftę. Albo napisanie pracy magisterskiej przez panią Ewelinę Paszko pt. ,,Dowcip językowy w słuchowisku radiowym Marii Czubaszek >>Dym z papierosa<<". Umiejętność stworzenia wywiadu z własnym mężem (Wojciechem Karolakiem, którego rysunki z zającami można obejrzeć w książce), podając się za niego - to Czubaszek też potrafi.


 W sumie ciężko w paru zdaniach zawrzeć jej cały życiorys, spróbuję więc za pomocą paru cytatów przybliżyć jej sylwetkę (psychologiczną, ale fizyczna też zła nie jest) :
O życiu :,, Przepraszam za patos - co jest sensem życia? Przepraszam za szczerość - życie nie ma sensu. Może inaczej - są ludzie, których życie ma sens. Na przykład pani Szymborskiej, Jeremiego Przybory, Stefanii Grodzieńskiej, Wood'yego Allena. Bo robili cos fajnego. Ale życie takiego kogoś jak ja, kto niczego sensownego nie stworzył? To, czy ja jestem, czy mnie nie ma, to jakiego to ma znaczenie? Czy to ma jakiś sens? Nie ma sensu. Urodziłam się i muszę jakoś przeżyć do czasu, kiedy to się skończy. Co się śmiejesz?"

O różnicach między ludźmi ,,za jej czasów" i tych z ,,aktualnych": ,,Praca tak nie pochłaniała, a sponsoring nie był tak poszukiwany. Podejrzewam, że choćby dlatego, że bogatych było mniej. Za to ciekawych ludzi chyba więcej.
[AA] - Waligórski napisał: ,,Pokrak wprawdzie mieliśmy od metra, ale za to - co pokraka, to charakter".
 To prawda. Najbardziej brakuje mi teraz ludzi, o których mówi się, że to ,,postać". Takich, których wszyscy znaja, którzy sa oryginalni, niezwykli. Takich jak Iredyński, Minkiewicz czy wciąż jeszcze Głowacki. Kiedy czytam o fantazji dzisiejszych młodych, o tym, że ktoś pokazał gdzieś gołą pupę, to mi nie imponuje. Może dlatego, że jestem już stara i nie takie rzeczy już widziałam?"

O prywatkach: ,,Na prywatkach były dla mnie zmorą ,,obowiązkowe" sałatki. Takie ,,drobno plute", z majonezem. Specjalność każdej pani domu. A mnie już na sam widok robiło się (i robi) niedobrze. Stąd zresztą wzięło się moje określenie ,,brzydki jak majonez".

O pracy w radiu : ,,Po jakimś czasie do mojego kierownika w Biurze Reklamy zadzwonił Jacek Janczarski z Programu Trzeciego Polskiego Radia i zaproponował, żebym napisała kilka słuchowisk dla ,,Trójki". Słyszał moje teksty w ,,Kabareciku", ale też się nie domyślał, że one cokolwiek reklamują. Powiedział, żeby tutaj było bez reklamy, ale zabawnie. Z przyjemnością się zgodziłam. Wtedy wszyscy słuchali ,,Trójki", więc pisanie dla niej to była nobilitacja. Poprosiłam tylko, żeby to była ta sama grupa aktorów i ten sam reżyser, z którymi wspópracowałam na Kopernika. Po paru nagraniach jacek zaproponował, żebym do ,,Trójki" przeszła na stałe. Biuro reklamy nie bardzo chciało się zgodzić, ale po interwencji dyrektora jana Mietkowskiego trafiłam do ,,Ilustrowanego Tygodnika Rozrywkowego". I tu zaczyna się kolejny etap w moim życiu. Etap pod nazwą ,,ITR". Czas najważniejszych przyjaźni, największej aktywności zawodowej, największego zapału. Pisało się w domu. W radiu się głównie nagrywało. Na Myśliwieckiej [siedziba Programu III Polskiego Radia - przyp. AA] codziennie bywał tylko Jacek Janczarski. Z racj funcji - był kierownikiem redakcji. Na godzinę, dwie , ale też głównie ze względów towarzyskich, wpadał Adam Kreczmar. Siedział z nami w pokoju Marcin Wolski, ale on robił całkiem inne audycje - nie pisał dla ,,ITR-u". Wszyscy zbiegali się na nagrania. Stefan Friedmann, Jonasz Kofta, Janek Stanisławki. Ale najważniejsza część tego życia to były wspólne wyprawy do SPATIF-u. Po każdym nagraniu."



            Książka podobała mi się za treść, styl prowadzenia rozmowy, ciekawe zdjęcia....Nawet czcionka mi nie przeszkadzała. Poszłam w to jak ,,Mańka w zboże" ( a jak Mańka poszła w zboże można dowiedzieć się z tej książki). Tę książkę polecam nie tylko dla tych, co lubią Czubaszek i Andrusa - ale również dla tych, co chcą poznać trochę interesujących postaci i słuchowisk z radia z lat 70. Poczytać o atmosferze panującej w tamtych czasach.  No, jedno mnie tylko zdenerwowało - za szybko się skończyła...Na koniec parę wytworów głównej bohaterki:
,,zaknedlował" - ...zaknedlować według Cioci znaczy tyle, co zakneblować knedlem ze śliwką.
,,- Gdzie on pojechał?
  -Może tam, gdzie rosną poziomki? Albo gdzie cytryna dojrzewa?
  -Albo gdzie diabeł mówi dobranoc.
  - Tam kobiet nie pośle."

Źródło zdjęć: flickriver.com , merlin. pl , polskieradio.pl

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Elsa Schiaparelli - róż i cała reszta.


                Elsa Schiaparelli - główna rywalka Coco Chanel, która niestety nie dorównała jej sławą i legenda o niej nie jest tak trwała. Może jednak powinno przyjrzeć się jej bliżej? Jej zasługi dla mody są całkiem spore a postać samej Elsy również warto przypominać. Dlaczego? Za to jak bardzo cząstki jej stylu są obecne w aktualnej modzie: motyle i znaki zodiaku u Versace, zniekształcone sylwetki Rei Kawakubo, dzianinę w energetycznych kolorach Sonii Rykiel, ,,bogate" w ozdoby i formę stroje Johna Galliano.

             Jak zaczynała Schiaparelli? Urodziła się 10 września 1890 roku w Rzymie. Studiowała filozofię,  przez rok z nakazu rodziny przebywała w klasztorze, potem przeniosła się do Londynu. Ostatecznie to Paryż stał się najważniejszym miastem - tam poznała takich artystów jak Salvador Dali, Jean Cocteau, Man Ray. W 1927 otworzyła swój pierwszy butik ,,stupidir le Sport" z ubraniami w sportowym stylu. Wprowadziła lniane sukienki, szorty, spódnice. Popularność zdobyły jej czarne swetry z wszytym białym wzorem. Umiała zdobyć sympatię artystów, np. z Dalim wymyśliła białą sukienkę z nadrukiem - homarem (zdjęcie na dole) czy kapelusz w kształcie buta razem z Galą Dali. To właśnie ten kapelusz był gwiazdą w kolekcji ,,Shoe" z 1937 roku. Kobieta nosząca tego rodzaju kapelusze ukrywała się za nimi, ale też przyciągała wzrok innych.


                  Schiaparelii wprowadziła poduszki do ramion , zwierzęce wzory (w 1947 roku) czy też jej charakterystyczny kolor - ,,szokujący róż". Wymyśliła go podczas tworzenia sukienki dla Mae West. Gwiazda miała być widoczna a w we wściekłym różu trudno było jej nie zauważyć. Całkowite przeciwieństwo umiaru i spokojnych kolorów Chanel - ona też miała w swoich kolekcjach róż, żółty czy niebieski, ale w pastelowych, subtelnych odcieniach.


Elsa wprowadziła na rynek również perfumy - ,,Shocking". Opakowanie było różowe, kształt butelki przypominał kobiece popiersie, którego inspiracją było ciało Mae West, jednej z jej klientek.


Poza tym  Schiaparelli zaprojektowała kostiumy do filmu z West ,,Co dzień święto" z 1937 roku oraz w 1952 roku do filmu ,,Moulin Rouge" z Zsa Zsa Gabor. Stopniowo jej kariera podupadała - najpierw w związku z kryzysem II wojny światowej, następnie ogromnej popularności Christiana Diora i jego ,,new look". W końcu ogłosiła bankructwo w 1954 roku i wyjechała do Stanów. Zmarła 13 listopada 1973 roku w Paryżu.



               Jakiś czas temu mój wzrok przykuła wystawa, którą jakiś czas temu zorganizowano w MET: ,,Schiaparelli and Prada: Impossible Conversations" - dwie włoskie projektantki, dwie niesamowite osobowości. Film (bardzo dobry - można zobaczyć stroje spod ręki Elsy i ze starszych kolekcji Prady, porównać je ze sobą) opowiadający o tej współpracy:



               Kolekcje Prady nie zawsze mnie zachwycały, ale im dłużej się im przyglądam, tym bardziej doceniam kreatywność i wyczucie Miucci. U Schiaparelli na początku przeszkadzała mi ,,przesada" w formie i w kolorze. Jednak coś w tej kobiecie musiało być, skoro dostrzegła potęgę surrealistów i umiała wyobrazić sobie but w roli kapelusza. Różnice i podobieństwa między nimi, wymiana poglądów na temat np. czy talia ma być wysoka czy niska / czy moda może być sztuką / co może dziś szokować i czy jest to jeszcze możliwe / brzydota i piękno - co jest ciekawsze? Pomysł na zrobienie wywiadu Miuccia i Schiaparelli - ryzykowny, przecież Elsa zmarła w 1973 roku. Ale aktorka ją odgrywająca świetnie sobie poradziła. Polecam filmiki - wstawiłam 3, ale jest ich więcej na yt. Rozmowy między nimi są bardzo ciekawe i zmuszają do przemyśleń odbiorcę. Wniosek na przyszłość: czas najwyższy na wpis ( a może i będzie z tego parę wpisów, w końcu kolekcji jest mnóstwo) o Pradzie.


Korzystałam ze stron wikipedia.org, thefashionspot, http://www.slate.com/articles/arts/fashion/2003/11/aftershock.html , źródło zdjęć: lisathatcher.wordpress.com , cconfigure.blogspot.com , tfs, 99perfume.com

sobota, 17 listopada 2012

Kobiety - pistolety. Sesja z ,,CR Fashion Book"




,,Są kobiety pistolety
i kobiety jak rakiety
chude, długie i wysokie
z wydepilowanym krokiem

Są kobiety bezzmarszczkowe
fit kobiety luksusowe
pielęgnacji wciąż oddane
 z samych siebie odessane"

 Maria Peszek ,,Kobiety pistolety"


Modelki: Linda Evangelista, Stephanie Seymour i Carolyn Murphy
Nie wiem czy to dobra czy zła interpretacja sesji, w końcu Carine Roitfeld zapewne nie ma pojęcia o tej piosence. Jednak jest coś w tych modelkach, coś co mówi: ,,perfekcja, pewność siebie". A czy da się to przełożyć na życie codzienne - chociażby nosząc proste, dopasowane ubrania, które nie przytłaczają właścicielki i pokazują jej kobiecość. Sesja z pozoru jest zwykła i niczym się nie wyróżnia, ale coś przykuwa w niej uwagę. Może to po prostu talent fotografa, czyli Karla Lagerfelda.

Źródło zdjęć: thefashionspot.com

sobota, 3 listopada 2012

,,Jeździec bez głowy" - głowy za niego nie dam


           Johnny Depp, tajemnicza historia i mroczny klimat XVIII wieku = przepis na sukces. Tim Burton wiedział zapewne już o wiele wcześniej niż w 1999 roku , że nazwisko ,,Depp" przyciągnie tłumy i podwyższy jakość średniego lub nawet kiepskiego filmu. Tak jak jest w przypadku ,,Jeźdźca bez głowy", który ma dobre opinie w internecie, widzę go co jakiś czas w telewizji. Z okazji Haloween zamiast ,,Miasteczka Haloween"  (również w reżyserii Burtona) pomyślałam sobie - obejrzę tego ,,Jeźdzca bez  głowy", tyle o nim słyszałam to sprawdzę go w praktyce.

          Po pierwsze - o czym to jest? Z www.filmweb.pl - ,,Ichabod Crane (Johnny Depp) jest nowojorskim policjantem. Przybywa on do małej osady Sleepy Hollow, by rozwiązać sprawę tajemniczych morderstw, które - jak twierdzą tamtejsi mieszkańcy - dokonywane są przez ukrywającego się w pobliskich lasach Jeźdzca bez głowy. Crane, w przeciwieństwie do mieszkańców, nie wierzy, aby w tym wypadku działały siły nadprzyrodzone. Jedną z niewielu życzliwych dla Crane'a osób jest Katrina Van Tassel (Christina Ricci), która pomoże mu w rozwikłaniu tej tajemniczej zagadki."

        Jest więc i zbrodnia, i przybysz z zewnątrz próbujący rozwiązać zagadkę morderstw. Główny bohater pokazuje co jakiś czas zabawkę - obracający się obrazek przedstawiający ptaszka w klatce. Ma to związek z jego dzieciństwem, gdzie matka znała się na czarach a on sam widział między rodzicami nie czary, a przemoc. Dlatego jego uwagę przykuwa córka Baltusa Van Tassel'a - Katrina.W filmie często występuje motyw ,,obcy z zewnątrz i córka podejrzanego bohatera = nagłe zauroczenie się sobą nawzajem". Jak można się domyślić, tutaj właśnie tak jest. W sumie nie przeszkadza mi to, dopóki między bohaterami da się wyczuć ,,chemię" - między Ichabodem i Katriną jakoś nie mogę jej zauważyć. Może dlatego, że bohaterka wygląda w filmie na ok.14 lat, a policjant na ok.25? Inna rzecz: sam wygląd tytułowego Jeźdca bez głowy oraz efekty specjalne - krew, ścinanie głów, przerażająca staruszka wzbudzają raczej uśmiech politowania niż zachwycone oczy. Może to wina roku, w którym oglądam film - 2012 (gdyby ktoś był bardzo rozkojarzony) , w porównaniu kiedy został wyprodukowany - 1999. Jednak nie podoba mi się to i tyle. Drugoplanowe postacie - niestety byli tylko tłem.


           Jeśli chodzi o plusy - coś, na co zawsze zwracam dużą uwagę: scenografia, cały klimat wieku XVIII, kostiumy - czerń miała tu pole do popisu. Poza tym główni bohaterowie, czyli Katrina i Ichabod zostali ciekawie zagrani (wyłączając relację między nimi) . Oboje przykuwają uwagę i gdyby była to lepiej skonstruowana historia ( i parę innych rzeczy) to byliby na pewno lepiej zapamiętani - a tak są trochę ,,ratownikami średniego filmu". Fabuła - nie jest głupia, akcja rozwija się stopniowo i odbiorca wyczekuje ,,o co chodzi z tym jeźdzcem i dlaczego on tak tnie te głowy".
          Film sam w sobie nie jest tragiczny, ale chyba nie obejrzę go drugi raz. Już chyba wolę po raz trzeci inne filmy Burtona np. ,,Miasteczko Haloween" czy ,,Gnijącą pannę młodą". I jeszcze płaszcz Comme des Garcons dla H&M na Monice Olejnik - może z tą torebką nie ma takiego ,,mrocznego" efektu ( do tego sznurowane buty skracają sylwetkę) , ale dzięki czerni, falbankom i długości  pasuje mi on do klimatu w filmie:


Źródło zdjęć: lula.pl, filmweb.pl , chomikuj.pl

sobota, 27 października 2012

Emma Stone: vogue amerykański i brytyjski

                Emma Stone to dziewczyna, która staje się coraz bardziej popularna. Nie tylko ze względu na swoje role,ale też przez to,że jest jeszcze dośc ,,nowa" i dlatego magazyny chętnie widzą ją na swoich okładkach. Magazyny -  skupię się na Vogue. Wersja amerykańska i brytyjska. Amerykański Vogue wciąż ma jakąś tam falę odbiorców, ale chyba jego ,,siła" w gazetowym światku jest coraz słabsza. Dlaczego? Brak mu ciekawego pomysłu na okładkę,  gwiazdy na nich często nie przypominają siebie. Brakuje mi w nim odrobiny luzu  wobec mody. Brytyjski Vogue ten dystans (może nie wielki,ale jednak) ma i to widać nawet na okładkach.Chociaż pamiętam, że często co roku we wrześniowym wydaniu pojawia sie Kate Moss. Teraz przejdę do zdjęć Emmy w obu gazetach:


            Wersja amerykańska - lipiec. Co widzę na pierwszy rzut oka? Plusy: niezła kolorystyka stroju i tła,  rzucające się w oczy  informacje typu ,,trendy na jesień" - dla mnie to akurat plus,bo wolę oglądać trendy na jesień niż np. kolejne ,,100 glamour dodatków/ciuchów". Minusy: strach w oczach Emmy, kiepska mimika twarzy, dziwne ułożenie ciała. Nawet ta sukienka,która miała chyba sprawiać wrażenie wygodnej, na zdjęciu powoduje odwrotny efekt.

          A tutaj wersja brytyjska- sierpień.Co mi się podoba: kaszkiet, sweter, makijaż.Fryzura też może być, chociaż jest podobna do tej z vogue us. Spojrzenie jest bardziej naturalne i spokojne.Ułożenie dłoni i mimika aktorki nie jest zachwycająca, dlatego mały minus. Niezbyt pasuje też wisiorek, który trochę przeszkadza.
Podsumowując: jeśli chodzi o porównanie vogue us i uk z Emmą, zdecydowanie wygrywa ten drugi. Trochę głupio, że ta sama osoba jest na okładkach konkurujących ze sobą gazet w tak krótkim odstępie czasu. Ale może po prostu wykorzystuje swoje ,,5 minut"?
Źródło zdjęć: google

niedziela, 14 października 2012

Kobieca antybohaterka w książce ,,Alicja w krainie konieczności" Magdaleny Kawki

               ,,Jeszcze się taki nie narodził, co by każdemu dogodził " to przysłowie dobrze obrazuje historię Alicji , głównej bohaterki książki ,,Alicja w krainie konieczności" Magdaleny Kawki. Dlaczego właśnie to? Ponieważ mamy tu przykład osoby, która ciągle chce wszystkich zadowolić, odjąć im kłopotów. Zapomina jednak o sobie, mimo pozornie dojrzałego wieku (skończona czterdziestka). A jak rysuje się jej życie?

          W skrócie ( z www.merlin.pl): Czy tylko wtedy, gdy wbije się własnej siostrze nóż w plecy i ukradnie dzbanek z malinami, można zniszczyć jej życie? Okazuje się, że bywają jeszcze inne sposoby na to, żeby normalna, czterdziestoletnia kobieta poczuła się w swoim życiu jak w klatce, z której nie ma wyjścia. Alicja, jak każda szczęśliwa mężatka trwająca w spokojnym przekonaniu, że żadne burze jej w życiu nie grożą, i że zestarzeje się z tym samym mężczyzną, pewnego dnia zostaje postawiona przed wyborami, na które nie była gotowa. Jej bezpieczny dotychczas świat staje nagle na głowie, ale jednocześnie pojawia się nadzieja, że oto nadszedł wreszcie ten moment, kiedy będzie mogła pomyśleć o sobie. Tylko czy uda jej się ta trudna sztuka?


           Alicja jest projektantką /dekoratorem wnętrz. Lubi swoją pracę, chociaż czasem gusta klientów doprowadzają ją na skraj wytrzymałości. Ma męża Roberta, którego ,,w sumie" kocha. Nie jest to związek idealny, ale przecież mogło być gorzej. Właściwie na początku książki można odnieść wrażenie, że jej wybranek to jadowity wąż, a nie przytulny misiek, który szanuje i rozumie swoją żonę. Pani Helenka - gosposia niecierpiąca Alicji ( z wzajemnością, ale z czasem się to zmieni w przypadku obu stron), ale za to mająca umiejętność ,,ogarnięcia" domu i lepienia wspaniałych pierogów - przysmak pana domu. Zuzanna - intrygantka potrafiąca okręcić sobie wokół palca praktycznie każdego, oczywiście od wielu lat jej ofiarą jest siostra, czyli Alicja. Problem z mężem, z dziećmi, z aborcją...wszystko spada na głowę Alicji. Ona natomiast może wyjeżdżać sobie za granicę (żyje na zmianę w Polsce i w Nimczech), iść do kosmetyczki lub po prostu zostawić noworodka, bo musi ,,przyzwyczaić się" do niego. Tak, tak - to kobieta niesamowicie niezależna i mająca wielkie poczucie własnej wartości. Układa sobie życie pod swoje dyktando i nigdy nie bierze pod uwagę czyjegoś ,,ale". Taka postawa pozwala bardzo ułatwić sobie chwilami trudną rzeczywistość, w szczególności wszelkie zajęcia (domowe, zawodowe), bo przecież zawsze ,,ktoś" może pomóc.  Matka Zuzanny i Alicji to niestety kobieta zajmująca się wszystkim i wszystkimi, tylko nie sobą - być może to od niej Alicja przejęła kompletny brak (zdrowego) egoizmu i zatracanie się w zbędnych obowiązkach. Makabrycznie to brzmi i zastanawiam się jakim cudem główna bohaterka nie widziała manipulacji swojej siostry czy fochów męża przez tak długi czas.

             Wiem, że są takie kobiety wśród nas, takie ,,wiecznie zajęte, pokorne i zmęczone Alicje". I przyznam, że to strasznie przykre, ale z drugiej strony - czy to nie przypadkiem w jakiejś części ich wina? Wiadomo, uważa się wciąż w pewnym stopniu, że dziewczynka ma być grzeczna i cicha, chłopak za to ma prawo ,,bić się, chodzić na drzewach i krzyczeć ile sił popadnie". Mam nadzieję, że z roku na rok takie myślenie będzie coraz mniej popularne , aż w końcu zniknie ze świadomości kobiet ( i mężczyzn).  Wieczna postawa ,, ja to za ciebie zrobię" pewnie po jakimś czasie staje się dla nich rutyną i czymś ,,normalnym". Otóż nie, takie zachowanie powinno się od razu zmienić. Nikt nie powinien dać się wykorzystywać i wypełniać za kogoś jego obowiązków, nie szanować swojego wolnego czasu i pozwalać na wieczne wchodzenie na głowę. Owszem, ostatecznie w wyniku pewnych zdarzeń przychodzi w głowie głównej bohaterki chwila (podkreślam - niestety tylko chwila, a nie długotrwała decyzja) rozsądku i opamiętania:  ,,stop, tak dłużej  z takim mężem już nie wytrzymam, nie jestem kozłem ofiarnym mojej siostry!".

           W książce poznajemy mnóstwo osób i różnorodność charakterów - pewny siebie i jednocześnie opiekuńczy Daniel, urocza i bezpośrednia sąsiadka Zuzanny, niemiecki lekarz typu ,,najpierw robię, później myślę",  małżeństwo prowadzące pensjonat na odludziu...trochę tego jest, ale mimo to nie ma poczucia przesytu bohaterów. Na kolejne plusy książki zaliczę również prosty i zrozumiały język oraz dobrze rozwijającą się akcję mniej więcej do 3/4 - czasem lepiej (historia życia sąsiadki Zuzanny i wątek o Polakach w czasie wojny), czasem gorzej (wylądowanie w lesie i cudem znalezienie urokliwego miejsca na nocleg czy spotkanie dawnej, chamskiej kumpeli ze studiów, która przypadkiem wygadała się z czymś bardzo dla Alicji intymnym).  Minusy to na pewno irytacja wobec głównej bohaterki - nie potrafiłam po prostu polubić tej kobiety i jej zachowań, nie mogę zrozumieć jak bardzo można przez tyle lat być tak bardzo uległą wobec innych. Mieć 40 lat i lecieć na każde skinięcie palca siostry? Trochę też przeszkadzały mi kompletnie nie pasujące ,,ucięte" wątki do głównej fabuły. No i niestety mniej więcej w 3/4 książki wszystko zaczyna płynąć wolnym tempem i ma się wrażenie ,,zastygnięcia" głównej bohaterki. Powinno być chyba inaczej - zamiast nużącego początku zaskakujące rozwinięcie, aż do dobrego ,,przykuwającego myśl" zakończenia. Tutaj koniec jest całkiem oryginalny, ale jakoś mi nie podpasował.


         Co mogę powiedzieć o tej książce osobie, ktora nigdy jej nie czytała? Nawet niezła historia, niestety zepsuta paroma rzeczami. Ale ma jedną zaletę - przestrzega ( w szczególności kobiety) przed postawą głównej bohaterki. Chcesz - przeczytaj, bo wtedy poznasz historię kobiety, która nie potrafi wziąć życia w swoje ręce i wciąż zapomina o sobie. Subiektywna uwaga życiowa - dlatego ty nie bądź jak Alicja, która czuje się w swojej rzeczywistości tak niewygodnie jak za duża Alicja z ,,Alicji z Krainy Czarów" Lewisa Carolla. Nieważne czy masz mniej niż 40 lat czy więcej.

Źródło zdjęć: www.elfilium.blogspot.com , google

czwartek, 27 września 2012

,,Lekcja tańca" Katarzyny Krenz - gdyby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała

                 Książka Katarzyny Krenz to mieszanka tańca, emocji, poświęcenia...Opis z tyłu  skusił mnie do tego, aby przyjrzeć się jej bliżej. I nie żałuję, chociaż była to lektura ,,krótka", bo nie jest to książka, którą by się ,,smakowało". Właściwie tuż po zakończeniu  sama nie wiedziałam co o niej myśleć, może zawiodło mnie trochę przeczucie, może miałam za duże oczekiwania. Pozostałych książek pani Krenz nie czytałam, ale jak zobaczę w bibliotece to może ( z nastawieniem na tak) przeczytam. Czemu ,,może z nastawieniem na tak"? Postaram się wyjaśnić to w recenzji ,,Lekcji tańca".


               Po pierwsze parę zdań na temat fabuły. Ze strony merlin.pl - ,,Kolejna książka autorki bestsellerowej powieści ,,W ogrodzie Mirandy". Tym razem bohaterką jest młodziutka balerina Julia. Dziewczyna odnosi sukcesy na scenie, przygotowuje się do wielkiej roli, która otworzy jej drzwi do kariery. Mordercze treningi i życie pełne wyrzeczeń na rzecz tańca, stają się przyczyną rozstania z ukochanym, który nie potrafi zaakceptować sukcesów Julii. Niefortunny upadek podczas próby wyklucza Julię z przygotowań do spektaklu. Wielka miłość i taniec - wszystko co było dla Julii najważniejsze, wydaje się by stracone.
Ujmująca, pełna uroku obyczajowa opowieść o młodości, marzeniach, miłości, bez której największy sukces traci swoją wartość, tańcu, który jest całym życiem i ludzkich losach, które krzyżują się ze sobą w nieodgadniony sposób."

               Mamy Julkę, która z rozpoczęciem książki ma ok. 17 lat a pod koniec prawie 20. Przez te 3 lata dzieje się w jej życiu bardzo dużo. Dużą rolę odgrywają wobec jej wyborów zawodowych i prywatnych ambicje, która przysłaniają miłość, przyjaźń czy nawet urządzenie własnego pokoju. Nawet nie mama - Alicja, dawna baletnica a aktualnie szczęśliwa żona i matka. Lub babcia , zwana Babanią - również tancerka, mieszkająca w Konstancinie i czuwająca nad całą rodziną. Jest jeszcze Tamara - ciotka mieszkająca w Niemczech, gdzieś tam daleko od całej rodziny. Jednak to właśnie listy od niej staną się małą kroplą drążącą uporządkowany świat głównej bohaterki. Kolejną rzeczą staje się pierwsza miłość ze starszym chłopcem - Radkiem. Rzuca on Julkę, bo ,,nie ma czasu na głupoty" i chce skupić się na karierze. Dla 17 letniej dziewczyny jest to na pewno ,,dramat", zwłaszcza jeśli to z nim przeżyła swój pierwszy raz. Jakiś czas później okazuje się, że wygrała elimacje do prestiżowego konkursu tanecznego, w którym zajmuje pierwsze miejsce. W Stuttgarcie na stypendium może w końcu spełnić swoje marzenia jako solistka. O dziwo, obie te rzeczy jej nie cieszą - i tutaj zaczyna się moje ,,ale" wobec książki. Rozumiem, że tancerka traktuje swoje życie jako drogę do celu, czyli zostania mistrzynią tańca. W takim razie niech chociaż trochę okaże radość z powodu sukcesu, natomiast główna bohaterka raczej zachowuje się odwrotnie...Cóż, może nie do końca umiem wniknąć w świat tancerzy, ale to mi trochę to nie pasowało. Czego jeszcze dowiadujemy się wraz z rozwinięciem akcji? Po śmierci Tamary w spadku zostawia Julce mieszkanie w Krakowie. Nie jest również z tego faktu zadowolona, najpierw od razu myśli o jego sprzedaży. Później w wyniku wypadku  i kontuzji nogi nauka samodzielności w samotnym mieszkaniu okazuje się być niezłą lekcją życia dla tancerki. Pojawia się (czasem)  Patryk , 25 letni chłopak zakochany w Julii. Do tego pan Antoni (oraz jego kot Maurycy) - przyjaciel Tamary, a może i ktoś więcej. Ostatecznie główna bohaterka podejmuje decyzję o swojej przyszłości z przymusu, kiedy ,,szansa" na coś innego ją omija - i to z jej własnej winy. Nie będę jednak wnikać w szczegóły nad zakończeniem.

             Co mi się nie podobało?
Parę rzeczy, chociażby cytaty dziwnie psychologiczno-przypominające wywody Paulo Coelho: ,, -Wiesz, jak to jest z łabędziami? Wcale nie tak jak u Czajkowskiego, bajkowo i bezcieleśnie. Żeby naprawdę wzlecieć, trzeba się mocno odbić nogami od ziemi, a potem z całych sił bić skrzydłami....- przerwała, jakby się nad czymś zastanawiała. - No, może jednak trochę jak u Czajkowskiego."
,, Mówi się, że namiętność i rozpacz są piękne, kiedy wyrażają prawdę. Może i tak. Ale te same uczucia bywają też brzydkie, histeryczne i przerysowane. Zbyt...namiętne, by móc je komuś okazać, a co dopiero spokojnie o nich rozmawiać."

Poza tym jakoś za dużo mi było w tej książce opisów złego nastroju i ,,psychicznego gnicia" Julii w starym mieszkanii ciotki niż świata tancerzy lub skupienia się na jej związku z Patrykiem. Przecież Julia nie ma 15 lat, kiedy zostaje w mieszkaniu. Rozumiem, że ,,nauka dojrzałości" i pozostania w nowym miejscu dla każdego jest trudna, ale miałam wrażenie, że główna bohaterka ma nie 20, a właśnie ok.15 lat. Może dlatego, że właściwie nie miała czasu na ,, nastoletni bunt", skoro cały czas tańczyła? Emocje skrywała pod maską ruchów a swoje myśli rzadko kiedy zamieniała w słowa do innych.  Sama postawa głównej bohaterki pozostawia wiele do życzenia. Jej egoizm - zapatrzenie tylko na siebie i taniec. Wytykanie matce tego, że zamiast tańczyć to ją urodziła. Brak życzliwości do ciotki Tamary, która zawsze (tak mi się wydaje) ciekawie opisywała jej świat tańca poprzez sztukę czy historię. Do tego ignorowanie innych, zupełny brak proszenia o pomoc - postawa Zosi Samosi w życiu na dłuższą metę się nie sprawdza.

              Jest też parę powodów, dla których bardzo polecam tę książkę:
Wspaniały dziennik Tamary, zupełnie inaczej opisany taniec niż w oczach Julii czy nawet jej matki. Tamara to postać oryginalna, inteligentna, uważna i do tego niestety nieszczęśliwa. Jej życiorys mógłby być podstawą dla kolejnej książki, ale nie wiem czy autorka ma taki zamiar czy może chciała po prostu chciała ,,urozmaicić" swoją książkę właśnie poprzez takie wstawki. W każdym razie - efekt zamierzony, dziennik Tamary to duży plus książki. Poza tym książkę czyta się lekko i przyjemnie, język jest naturalny. Kolejną zaletą jest dobre przedstawienie drugoplanowych bohaterów - pan Antoni, Patryk , nawet nieszczęsny i zły Radek. Dochodzi jeszcze nauczycielka tańca Julii - Swietłana Michajłowna Borodina, która zdaje sobie sprawę jak bardzo jej uczennica jest utalentowana i chce aby zaszła daleko. Umie jednak powiedzieć jej parę słów ,,do myślenia", bo sama już dawno zakończyła karierę i potrafi spojrzeć na sukces tancerki z dystansem. Natomiast zakończenie w sumie potraktuję jako zaletę, bo zachęciło mnie do przeczytania dalszych losów Julki - nawet jeśli poczułam trochę niedosyt ,,to już?".

               Mimo kilku wad polecam tę książkę, bo rzadko natrafiam na lekturę opisującą świat tancerzy. Czasem efekt wychodzi, czasem gorszy...Tutaj akurat się udało. Na koniec przytoczę cytat, który jak dla mnie jest kwintesencją całej książki: ,, Dotąd życie miało cel. Bez tańca celu nie było, a wszystko inne utraciło sens."
Źródło zdjęcia: google

wtorek, 18 września 2012

Włoski Vogue sierpień 2012 - nikt nie jest samotną wyspą


Modelka: Jamie Bochert 
Fotograf: Steven Meisel
Płaszcz: Ralph Lauren (Rzadko widzę skórzany długi płaszcz,który dobrze wygląda na człowieku.
A szkoda, bo byłoby to coś nowego od skóropodobnych pilotek, ramonesek z kożuchem czy beżowych trenczy.)
Przeglądając różne sesje i okladki dziś akurat ta przykuła mój wzrok, z sierpnia 2012. Aktualna kalendarzowo (post pisałam w sierpniu)  i chyba też cała sesja (tutaj zamieszczam fragment) o inną aktualność zahacza - życie dzisiejszych singielek? Anonimowość w wielkim mieście? Przymusowy wybór co do ciągłego spędzania czasu we własnym towarzystwie lub ewentualnie ze zwierzęciem? Gdyby nie postawa modelek, sceneria (brzydkie, wyglądające na stare meble, bałagan na blatach czy stołach, zużyte opakowania po pizzy) i pusty  wzrok mogłaby to być sesja przedstawiająca po prostu codzienność wielu ludzi. Jednak wydaje mi się, że jej przekaz jest pesymistyczny: odosobnione życie z czworonogiem pośród czterech ścian (nawet w pięknych ciuchach) nie da człowiekowi szczęścia. Skojarzyło mi się zdanie z ,,Był sobie chłopiec" (mniej więcej tak brzmi):
,,Nikt nie jest samotną wyspą"
Samotne ,wystrojone kobiety jedzące chińszczyznę, mające za towarzysza kota czy psa. Ich mieszkanie nie lśni, włosy nie są ułożone a makijaż nie jest mocny. Coś jakby postawa: ,,pięknie się ubrałam, ale na uczesanie i umalowanie już straciłam ochotę". Siedzą w pokojach, chociaż wygląda to jakby zaraz miały zapaść w śpiączkę czy drzemkę.
Ubiór prosty, ale nie nijaki - Miu Miu, Celine, Balenciaga, Chanel, Alexander Wang. Kolory ciemne: czerń, bordo, czerwień. Pojawia się tez biel, ale raczej jest niewyróżniająca się. Może z wyjątkiem podłogi w szachownicę. Do tego czarne torebki na łańcuchu, pojedyncza biżuteria w czarnym kolorze, buty (można i  boso, co przedstawia zdjęcie) na mocnych kwadratowych obcasach, które nie zwracają uwagi kolorem.Ważniejszy jest detal - wiązanie, siatka czy metalowe wstawki.

Bardzo polecam film. Parę rzeczy nie zawsze uda się zauważyć podczas sesji. Mam wrażenie, że tych szczegółów jest o wiele więcej.A teraz skoro już tyle rozpisałam się o sesji, to pora na zdjęcia:
 Na pierwszy rzut oka widzi się kontrast między ubraniem modelki a otoczeniem. Bardziej podoba mi się użycie lakieru do paznokci czy otwartej szafki jako niepasujących rzeczy, które zatrzymują wzrok odbiorcy. Takie ,,wtrącanie" niepotrzebnych przedmiotów potrafi dodać sesji oryginalności i określeń ,,dziwna/niepokojąca/ inna"- a o to chyba chodzi w zdjęciach. Chyba, że ktoś lubi non stop patrzeć na zdjęcia bez żadnych ,,skaz".

 Nie wiem co myślał sobie oryginalny kot (na filmie widać,że jedno oko ma zielone,drugie niebieskie) robiąc tę minę, ale musiało to być coś ciekawego.

Mam przeczucie, że w rzeczywistości te buty Balenciagi bardzo skracają nogi i nie wygladają dobrze.Co potwierdza Kristen Stewart:

Na modelce o dziwo się sprawdzają.
Źródło zdjęć: tfs,popsugar.com

środa, 12 września 2012

Isabella Blow - szalony kapelusznik mody cz. 2

Pora na drugą część o Isabelli Blow:


Gdy wróciła do Anglii, próbowała pisać artykuły dla Vogue, zakończyło się to fiaskiem. Później jej kariera nabrała tempa, pracowała jako stylistka dla brytyjskiej edycji Vogue i została dyrektorem do spraw mody ,,London Sunday Times” i ,,Tatler”. W międzyczasie jej odkrycia to Lee McQueen ( zasugerowała aby używał imienia Alexander) , Julien Macgonald, Hussein Chalayan, Philip Treacy , z modelek: Stella Tennant, Sophie Dahl, z fotografów:  Jürgen Teller, Alistair Thain, Sean Ellis.

                                                           
                                                               Blow oraz Philip Treacy


W 2002 roku zorganizowano wystawę pt. ,,When Philip met Isabella”- ,,Kiedy Philip spotkał Isabellę” przedstawiającą fotografię Blow w kapeluszach Treacy’ego. Nie zawsze świat mody przyjmował ją z otwartymi ramionami – kiedy McQueen sprzedał swoją markę Gucci, wszyscy mieli kontrakty oprócz niej. Poza tym miała także problemy finansowe oraz w życiu prywatnym – wiele prób In-vitro bez sukcesu, separacja z mężem ,nowotwór jajnika, depresja. Podejmowała wiele prób samobójczych – przez tabletki nasenne, skok z mostu, wjazd w tył ciężarówki , utopieniu się w jeziorze i przedawkowanie w Indiach . 6 maja 2007 powiedziała gościom na przyjęciu, że idzie na zakupy. Zamiast tego poszła do toalety i wypiła środek chwastobójczy. Gdy siostra ją znalazła, stwierdziła(mniej więcej) : ,, Boję się, że nie wzięłam ich wystarczająco dużo” . W grudniu 2010 jej mąż wydał o niej książkę pt. ,,Blow by Blow”.

 
A co ona sama o sobie mówiła? ,, Jeśli jesteś piękna, nie potrzebujesz ubrania - mówiła. - Jeśli jesteś brzydka jak ja, jesteś jak dom bez fundamentów, musisz budować od góry.” Gdy zaczynałam pisać ten tekst, byłam w dobrym nastroju. Główna bohaterka swoim wyglądem też wzbudza raczej uśmiech niż smutek – szkoda, że nie było tak w przypadku jej życia osobistego. Jaka była Isabella Blow pod płaszczem swoich ekscentrycznych strojów i kapeluszy? Nie wiem, ale jakoś szkoda, że moda straciła tak kolorowego ptaka.
Korzystałam z książki ,,Królowa Vogue’a – Anna Wintour” Jerry Oppenheimer , Wysokie Obcasy: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,8794392,Jestem_jak_swinia_weszaca_za_truflami.html , Wikipedii. Polecam też artykuł Cathy Horyn : http://runway.blogs.nytimes.com/2007/05/10/the-pillar-isabella-blow/


piątek, 31 sierpnia 2012

Isabella Blow - szalony kapelusznik mody cz.1


          Miał to być tekst niezbyt długi - albo inaczej, miał być wystarczający na jeden wpis, ale pisząc o niej nie da się ulepić parę zdań i ,,cześć". Dlatego będzie część pierwsza i druga. 


       Nie pamiętam już kiedy zobaczyłam po raz pierwszy ją na zdjęciu – może to było z 4 lub 5 lat temu, nie wiedziałam co to za kobieta i kim jest, ale patrząc na jej kapelusz i strój stwierdziłam:  kolorowy, szalony kapelusznik. Skoro uwielbia się stroić, pewnie pracuje w czymś związanym z modą.


                   Niektórzy ludzie ubierają się kontrowersyjnie, chcą być widoczni. I niech się tak ubierają, lecz niestety czasem efekt wychodzi sztuczny - ,,na pokaz” i cały strój nie pasuje do osoby. U Blow wygląd mógł być szokujący, dziwny, zaskakujący, ale zawsze spójny i nie przysłaniający osobowości. Mimo, że np.  naszyjnik - homar  i nakrycie głowy  w kształcie ośmiornicy na pierwszy rzut wydają się być czymś nie do noszenia – ona umiała to nosić. Może buty – ten sam model, w innych kolorach? Proszę bardzo, Andy Warhol zwróci na to uwagę, co później zaowocuje przyjaźnią do jego śmierci w 1987 roku. Zresztą jej wszystkie stroje były rzucające się w oczy. Nie chodziło o to, żeby być schludnie i skromnie ubraną. Ubiór może być brzydki, może być ładny – najważniejsze, żeby był ,,jakiś” . Przez ten czas odkąd dowiedziałam o innych ,,ludziach mody” – a przecież każdy z nich jest indywidualny, ma swój styl - o niej mam  taką samą opinię:  właściwa osoba na właściwym miejscu.
             Dzieciństwo Blow nie było beztroskie – jej dwuletni brat utopił się w basenie w ogrodzie. Gdy miała 14 lat, jej rodzice się rozeszli a matka uścisnęła dzieciom dłonie i je zostawiła . Po śmierci ojca każde z nich dostało 5 tysięcy funtów i tyle. Swoje powołanie tłumaczyła wspomnieniem z dzieciństwa, gdy przymierza różowy kapelusz matki. Sama musiała sobie radzić,  a żeby przetrwać podejmowała się różnych prac, np. na poczcie czy sprzątaczki. Przyjechała w 1979 roku do Nowego Jorku aby studiować historię sztuki , jednak rok później wyjechała do Texasu pracować u Guy Laroche. W 1981 poślubiła pierwszego męża, z którym rozwiodła się dwa lata później. W międzyczasie została przedstawiona Annie Wintour i pracowała jako jej asystentka. W 1989 wyszła drugi raz za mąż, za Detmara Hamiltona Blow. Podobno zauroczył się nią, gdy zobaczył ogromny kapelusz ze strusimi piórami.

                                                         Isabella i Alexander McQueen 
                                                                  (Nie)pasujące buty

                  Tutaj zacytuję fragment książki pt. ,,Królowa Vogue’a – Anna Wintour” : ,,Nową pracownicą została Szanowna Pani Isabella Delves Broughton Blow – Issy ( co należało wymawiać ,,Izzi) dla przyjaciół. Była to zmysłowa, ekscentryczna Brytyjka o dużym biuście i karminowych wargach, nosząca rekordowo krótkie mini, która w starej, dobrej Anglii cieszyła się pewnymi koneksjami. Jej dziadkiem był bogaty przedsiębiorca, Jock Delves Broughton, czołowa postać opartej na faktach książki, a następnie filmu  ,,Biała Gorączka”. Podczas drugiej wojny światowej, w Kenii, zazdrosny Broughton zastrzelił playboya Lloyda Errola, który zbliżył się zbytnio do jego pięknej i dużo młodszej żony, lady Diany Broughton. Babką Issy była Lady Di. Blow natychmiast poczuła rodzącą się więź z Anną – Uwielbiała modę, była to jej pasja, tak samo jak moja. Jak widać, otacza się fanatykami, takimi jak Andre Leon Tallety, absolutnymi pasjonatami  mody. Blow twierdzi, że jej praca dla Anny sprowadzała się do prostych zadań, na przykład nosiła jej buty do szewca, żeby zmienić obcasy- naprawdę nudne sprawy. Aby uniknąć ze strony Anny zarzutu niechlujstwa, Blow zaczęła codziennie myć swoje biurko wodą Perrier po zakończeniu pracy. Anna lubiła Blow, jak twierdzi Schlechter, ponieważ: Miała charakter. Issby była jak zwariowany angielski ptaszek. Styl Blow zaczął nadwyrężać dobrze naoliwioną machinę gabinetu pani dyrektor; rozpoczęła się wojna wewnątrz wojny. Schlechter stwierdziła, że nadzorowanie Blow, która spędzała długie godziny na rozmowach telefonicznych z przyjaciółmi, zajmuje jej dwa razy więcej czasu niż dotychczasowa praca. Teraz, gdy Blow dołączyła do zespołu: - Byłam bliska załamania nerwowego. Wszyscy ja uwielbiali, bo była Beztroską Issy: ,,Czy nie jest zabawna? Spójrzcie na jej podarte rajstopy”. W pewnej chwili Schlechter miała dość i poskarżyła się Annie. Traf chciał, że Blow nawiązała bliższą znajomość z protegowanym Anny, Andre Leonem Talleyem, który ją uwielbiał i uważał za swoją ekscentryczną muzę, poprosił ją więc, żeby została jego asystentką. – Po trzech miesiąch – mówi Schlechter – ona i Andre już ze sobą nie rozmawiali, po czym Blow wyjechała.”
           Dwa inne buty to dość rzadki widok wśród gwiazd (przydałoby się inne słowo na ludzi ze świata sztuki/showbiznesu, bo jakoś ostatnio to określenie trochę straciło na wartości), ale np. Helena Bonham Carter zaryzykowała i jak zwykle wyglądała dobrze - trochę dziwnie, trochę ekscentrycznie, ale zawsze po swojemu:

 Do tekstu korzystałam z: 
,,Królowa Vogue’a – Anna Wintour” Jerry Oppenheimer , Wysokie Obcasy: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,8794392,Jestem_jak_swinia_weszaca_za_truflami.html , Wikipedii. Polecam też artykuł Cathy Horyn : http://runway.blogs.nytimes.com/2007/05/10/the-pillar-isabella-blow/
Źródło zdjęć: style.com, stylescoop.co.za , theverysimong,com, guardion.co.uk, nytimes.com, stauchcharacters.tumblr.com

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

,,Kukułka" Antoniny Kozłowskiej - obraz Matki Polki w różnych odcieniach

                Wymyśliłam sobie w poprzednim wpisie, że skupię się na sprawach związanych z wizerunkiem Kobiety Kota w Batmanie. Dlatego,że a) podoba mi się jej wygląd, od ubioru po fryzury b) jest tam przewaga czarnego - jak dla mnie jeden z ulubionych kolorów c) mam kota na punkcie kota.
Ale jak zauważyłam książkę Antoniny Kozłowskiej pt. ,,Kukułka" to zabrałam się do czytania. Wcześniej przeczytałam już inne książki tej pani: ,,Czerwony rower" i ,,Trzy połówki jabłka". Obie również zasługują na jakąś opinię, ponieważ rzadko spotykam literaturę, gdzie główny temat to ,,kobiety" i nie byłoby to coś ,,lekkiego, niezbyt trudnego do przemyślenia a bohaterka dziwnym trafem spotyka jakiegoś gościa i zaraz randka a jej przyjaciółka jej radzi ble ble ble". Nie podam tytułów, bo jak parę razy zdarzyło mi się takie coś przeczytać, to i tak później zapominałam tytułów, autorów. Nie będę tutaj krytykować Grocholi i  sławnego ,,Nigdy w życiu!", bo akurat nie przeczytałam.
Tak prezentuje się okładka. Jak dla mnie udana - jest przedstawiona kobieta, której odbicie lustrzane jest oddzielone imieniem i nazwiskiem autorki. Nie razi mnie to, bo czcionka jest jasna i dobrze wygląda. Okładka sugeruje, że wszystko ma dwie strony. W zależności od tego jak spojrzymy na coś, tak pogląd na daną sprawę wygląda w naszej głowie( nie wiem czy to ma sens, ale mniejsza). Ogólnie sprawą, która jest głównym tematem w książce jest macierzyństwo. Z tyłu książki możemy przeczytać: ,, Marta ma wszystko, czego może pragnąć kobieta - kochającego męża, dobrze płatną pracę, mieszkanie na ekskluzywnym osiedlu. Ma to wszystko, czego pragnie Iwona, samotna matka dwójki dzieci pracująca jako woźna w szkole. Marta ma wszystko - prócz dziecka, którego pragnie najbardziej na świecie...."
Marta i Iwona to kobiety, których dzieli dużo: ilość pieniędzy na koncie, obecność mężczyzny w ich życiu, praca, relacje z innymi kobietami, miejsce zamieszkania (albo dokładniej: wystrój mieszkania). Jedna pracuje w korporacji przyjaznej matkom z dziećmi, druga jako woźna w szkole i dorabiająca w sklepie z artykułami papiernicznym. Marta tak bardzo chce dziecka, że nie zatrzymuje jej nawet poronienie. I tak raz za razem, ostatecznie ma za sobą pięć prób, które kończą się fiaskiem. Za młodu też była w ciąży, ale jej dziecko zostało usunięte za jej pozwoleniem. W końcu miała przed sobą przyszłość, a chłopak nie skakał ze szczęścia na wieść o ojcostwie - tak mniej więcej Marta tłumaczyła sobie swoje przykre zdarzenie, kiedy czasem obwiniała się,że nie może donosić dziecka ,,niby" z powodu tamtej aborcji. Okazuje się, że skrobanka nie miała wpływu na jej organizm. Tak czy inaczej po prostu nie może mieć dzieci i dlatego też decyduje się na inne wyjście niż adopcja. Razem z mężem, Filipem ( mężczyzną z pozoru silnym i wspierającym) wynajmują surogatkę. Jest nią Iwona, kobieta lat 31. Matka dwójki dzieci, której (jak sama często mówi)- ,,prawie się udało".To prawie to jej pierwsza ciąża-wpadka, to jej rozpoczęte studia, których nie skończyła, to jej druga ciąża-też wpadka. Do tego mąż, który wyjechał  z powodu kłopotów finansowych za pracą za granicę i poznał tam kogoś. Skutek? Dzieci dostają raz na jakiś czas parę stów od tatusia, a ona sama musi radzić sobie z domem, dziećmi i narzekającą matką. Wszystko to sprowadziło się do tego, że skoro ,,jest stworzona do rodzenia" to może odpowie na ogłoszenie w gazecie o surogatkach. Przecież wynagrodzenie będzie wysokie, ból porodu w jej wypadku znikomy (tak jak było w poprzednich dwóch) a może uda się jej odbić od swojej szarej rzeczywistości. Zapewnić dzieciom dodatkowe zajęcia, poprawić ich rzeczywistość.I tak losy Marty i Iwony krzyżują się ze sobą, a co z tego wyszło? Nie będę zdradzać, bo nie lubię sama znać zakończenia książek. Ale przejdę do jej plusów i minusów:

Minusy:
- trochę brakowało elementów zaskoczenia. Emocje są, ale mogło być lepiej.
- osobiście nie za bardzo wyobrażam sobie jak można znieść 5 poronień i wciąż walczyć za wszelką cenę o dziecko, ale może zrozumieją to inne kobiety

Plusy:
- postacie nie są bezbarwne, każda z nich ma swoje charakterystyczne cechy, które tworzą ,żywego" bohatera. Babka, która mieszka na wsi i z pozoru jest zapomniana przez wnuczkę. Mąż Marty - biznesmen mający na koncie jedno nieudane małżeństwo, jest zestresowanym chłopcem mającym problemy z poradzeniem sobie z problemem żony. Sam przecież ma już nastoletniego syna i nie ma takiego parcia na kolejne dziecko. Itd, osób z ciekawymi przeżyciami jest tam jeszcze trochę.
- fabuła stopniowo rozwija się, nie nudzi. Najpierw poznajemy bohaterki, ich codzienność. Nie zawsze jestem zachwycona jak autor/autorka opisują to,co nas otacza. Tutaj się nie zawiodłam, bo nie ma tam ani lukru, ani przesadnej ironii.
- opis  zdarzeń  obrazujących powody ich decyzji: rozmowa Marty z szefem o jej problemach, pobicie się syna Iwony z kolegą z powodu określenia, że jego matka to ,,puszczalska", spotkanie ze znajomymi Filipa gdzie kobiety słodzą sobie wzajemnie, tworząc obłudę sympatycznej atmosfery. Czytelnik zastanawia się podczas czytania: ,,Cholera, tak rzeczywiście w życiu bywa."
- parę opinii o kobietach, które jakoś utkwiły mi w pamięci i tutaj je zacytuję:

,,Babom nie dogodzisz. Kiedy nie było pigułek i mody na singli, kiedy mogły się mnożyć, to nie chciały, robiły skrobanki, broniły się, jak mogły. Teraz mogą planować, zabezpieczać się, nie są potępiane, a rodzą na potęgę. Ot, głupia babska natura."
,, Czyli tak to jest być matką. Kiedy masz dziecko, nagle wszyscy dookoła, nawet farbowana na czarno siksa za ladą , mówią ci, co masz robić, bo wiedza lepiej. Matka to takie stworzenie, które w chwili urodzenia dziecka straciło zdolność decydowania o sobie i racjonalnego myślenia. Teraz inni decydują za nią, co jej wolno, a czego nie, co jest dobre dla dziecka, a co mu szkodzi, i nie zawahają się wyrazić swojej opinii w każdej chwili."
,, Kobiety dzielą się na matki i niematki - te pierwsze godne szacunku, te drugie oceniane jako niedopowiedzialne, niedojrzałe, zainteresowane tylko zabawą i karierą, wieczne dziewczynki. Mówi się o nich ze współczuciem podszytym pogardą, jak kiedyś, wiele lat temu, o starych pannach."

Ogólnie książka mi się podobała i ją polecam. Temat macierzyństwa ukazanego w gorzkich barwach nie jest jeszcze chyba zbyt popularny, więc za to też plus. Ale nie jest to też przypadek, że zostałam powalona na łopatki i nie mogę przestać myśleć o bohaterach przez następne dni.

wtorek, 7 sierpnia 2012

Siostrzana zazdrość

Film ,,Co się zdarzyło Baby Jane" to obraz czasem nierealistyczny,czasem zaskakujący,ale ogólnie bardzo dobry.Fabuła jest prosta.Mamy dwie siostry.Jedna z nich,Jane zrobiła karierę za młodych lat, występując jako słodka śpiewająca dziewczynka  pod pseudonimem ,,Baby Jane".Od zawsze pragnęła adoracji i uwagi,ale z biegiem lat ludzie przestali się nią zachwycać.Nikt już nie pamięta małej gwiazdy,jednak ona sama nie umie sobie z tym poradzić.Jej siostra Blanche podczas kariery siostry była nikomu nieznana,ale później jako dorosła została znaną i lubianą aktorką.Ludzie podziwiali ją i miała świat u stóp,ale z powodu wypadku samochodowego straciła czucie w nogach.Teraz jest zależna od Jane,która coraz bardziej pogrąża się w histerii i żyje z dala od rzeczywistości.

Widać tutaj koronkową(?) sukienkę sięgającą za kolana.Jest przewiązana paskiem i sprawa wrażenie,że jej właścicielka jest niewinna i słodka.Zdobienia na krawędzi potęgują ,,uroczy" efekt. Buty to wiązane na kokardki trzewiki. Idealnie pasują dla dziewczynki śpiewającej chwytliwe piosenki.

Dobry przykład na to,że makijaż powinien upiększać kobietę, a nie stać się maską. Biały puder,czerwona szminka są zbyt teatralnie nałożone.To wszystko powoduje,że widz zastanawia się ,,czemu ta kobieta oszpeca się na własną prośbę?". Baby Jane jednak wcale nie uważa,że ją obrzydza.Wręcz przeciwnie-dzięki ogromnej ilości szpachli zasłania swoją prawdziwą twarz i może łatwiej przenieść się w świat dzieciństwa.
Fryzura także sugeruje jak bardzo tęskni za chwilami,gdy była ulubienicą publiczności.Podobnie ułożone włosy przecież nosiła jako Baby Jane:



Cały jej wizerunek krzyczy ,,chcę być znowu dzieckiem",co mimo wszystko jest dość rzadkim zjawiskiem. Zwykle spotyka się kobiety, które ,,chcą wyglądać na młodsze niż są." Jednak zazwyczaj ta granica to 10 lat,chcą być widziane na pewno jako osoby dorosłe.A tytułowa bohaterka nie jest w stanie pogodzić się z upływającym czasem, a jej wygląd wzbudza niesmak i wstręt.Taka była też rola tej postaci,która została świetnie odegrana przez Bette Davis.W modzie możemy sprawiać wrażenie młodszych lub starszych niż jesteśmy. Grunt,żeby nie zatracić siebie i być świadomym tego,co się ma na sobie - nie tylko ciuchów,ale i makijażu.
Nie jest to film na piątkowe popołudnie dla relaksu.Prędzej pasuje do dnia,kiedy pogoda jest kiepska a do weekendu daleko.Człowiek może skupić się na filmie i później zastanowić się jak bardzo dzieciństwo ma wpływ na dorosłość.Bo sam film jest ciekawy i na pewno zostaje  w pamięci.A to chyba dużo,biorąc pod uwagę ile dziś produkowanych jest filmów o których myśli się dłużej niż 10 min po zakończeniu.I nie mówię tutaj o czepaniu się błędów w filmie i porównywaniu do poprzednich części/innych wersji czy dyskutowaniu nad zakończeniem.Chyba zaczynam pisać o najnowszym Batmanie...No cóż,jego pewnie też opiszę.A dokładniej to np.wizerunek Kobiety Kota.

Źródła: horrorstory.blox.pl, allposters.pl

poniedziałek, 23 lipca 2012

,,Piękność dnia"

,,Belle De Jour"

Film, w którym zwróciłam uwagę na kostiumy oraz wygląd głównej postaci.Może to przez wspaniałą urodę Catherine Deneuve,może przez talent Yves Saint Laurenta. To właśnie on stoi za strojami,zresztą wtedy po raz pierwszy spotkał Deneuve. Współpraca obojga okazała się sukcesem i zaowocowała przyjaźnią na wiele lat.O czym opowiada film? O niespełnionej seksualnie mężatce Severine,granej przez Catherine Deneuve. Główna bohaterka to panienka z dobrego domu (chyba), która nawet w swoim stroju zachowuje umiar. Skromne sukienki do kolan z białym kołnieżykiem, beżowa szmizjerka zapinana na złote guziki. Według mnie najładniejsza kreacja to prosta,brązowa sukienka bez rękawów z golfem.Pasuje właściwie do wszystkiego i na każdą okazję.No,może poza ślubem i pogrzebem.Podobne stroje,buty i dodatki jak te z filmu na pewno będą pojawiać się w modzie. Dlaczego? Bo są proste,eleganckie i (sprawiają wrażenie) wygodnych. A to chyba klucz do sukcesu w modzie.


Włosy i makijaż bohaterki również zasługują na uwagę.Są proste i jednocześnie efektowne. Nie wymagają tony produktów do stylizacji,do tego pasują zarówno 20 latce jak i 50 latce. Fryzura to najczęściej elegancki kok lub puszyste włosy,pasma z przodu są spięte do tyłu. Makijaż - jasny podkład/puder, delikatny róż, mocno zaznaczone brwi. Oczy podkreślone dzięki brązowemu cieniowi w załamaniu powieki(nie smokey-eye) i wytuszowaniu rzęs. Szminka beżowa,nie rzucająca się w oczy.



Buty Roger Vivier: złota klamra to znak rozpoznawczy,który ze zwykłych pantofli robi eleganckie pantofelki.Odrobinę ,,za grzeczne",ale taka miała być (w oczach innych,a może i swoich) Severine. Ułożona,skromna oraz właśnie (za) grzeczna.

Sukienka typu ,,pensjonarka".Parę razy powraca w kolekcjach zmodernizowana:
                                                     
 Pucci F/W 2011/201:
Miu Miu F/W 2011/2012
 Tutaj sukienka z golfem:

Szkice strojów Severine:


Przypomniała mi się Madonna wystylizowana (przez Toma Forda,o ile się nie mylę) na bohaterkę filmu. Może nie dosłownie,bo zamiast sukienki/spódnicy są spodnie. No i jakoś ta rozpięta koszula.Ale włosy,makijaż, elegancka koszula w niebieskim kolorze nasuwa skojarzenia właśnie z ,,Pięknością dnia".


Poza tym polecam sam film ,,Piękność dnia". Ciekawa fabuła, dobre aktorstwo i spokojny nastrój to jedne z wielu zalet. Chłód bijący z Severine jest bardzo realny. Relacje między kobietą i mężczyzną to częsty temat filmów, jednak również często wykonanie jest średnie. W tym wypadku warto obejrzeć go conajmniej raz.A styl głównej bohaterki to tylko dodatek,ale mimo wszystko całkiem istotny.
Źródło: stylefrizz.com, imtheitgirl.com,jointhestylehighclub.com,cleveland.com, thestylenotebook.com, makeup4all.com