Właściwie nie jestem pewna czy dobrze robię, opisując to, co
przychodzi mnie na myśl po pierwszym obejrzeniu ,,Godzin” . To film z rodzaju:
,,do obejrzenia więcej niż raz, a każde oglądanie wpływa i pobudza do nowych
myśli”, ale czasem warto zapisać refleksje ,, na świeżo” – parę godzin po
seansie. Jednym z powodów niech będą słowa Richarda :,, Ale i tak muszę stawić
czoła godzinom, nieprawdaż? Godzinom po imprezie, i godzinom tuż po nich...”
,,Godziny” przedstawiający
historię trzech kobiet, trwających w trzech różnych czasach XX wieku – Virginii
Woolf (lata 30.), Clarissy Vaughan (rok 2001) oraz Laury Brown (lata 40.). Można
je krótko scharakteryzować mniej więcej w ten sposób: Virginia - sławna pisarka
z chorobą psychiczną, Clarissa - wydawca książek opiekująca się przyjacielem od
wielu lat oraz Laura – delikatna z natury, do tego żona i matka, nie odnajdująca
się dobrze w tych rolach.
Emocje w tym filmie są
fundamentem dla fabuły. Może nawet bardziej niż emocje ważna jest tu refleksja
nad życiem każdej z bohaterek. Zwrócenie uwagi na to, czy są one zadowolone z
niego, czy choć trochę je akceptują, a może wolą wybrać śmierć?
Trzy kobiety walczące ze swoimi
problemami. Żyjące w związkach, które pełnią rolę uspokajającą dla ich
nastrojów. Przynajmniej dla Virginii oraz Clarissy. Laura jest oddalona od męża
o wiele kilometrów myśli. Mają pewnego dnia przygotować przyjęcie – czynność niewymagająca
tak dużej uwagi i skupienia, ale może je bardzo łatwo rozproszyć . Spowodować
niezadowolenie, zdenerwowanie, a nawet rozgoryczenie osoby przygotowującej. Zrobić
udane przyjęcie – co za problem? A jednak – ważne jest to, co powiedzą goście,
czy będzie się im podobać, czy atmosfera będzie kiepska czy przednia, czy
docenią starania gospodyni/gospodarza. Ważny w filmie jest sposób podejścia do tego
tematu każdej z bohaterek – Virginia zleca przygotowanie służbie, Laura bierze
wszystko na siebie, a Clarissie pomaga córka. Początkowo to Virginia wydaje się
tą, która ,,myśli o niebieskich migdałach” przez pisanie i wymyślanie. Laura to
ukryta myślicielka. Niestety z jej refleksji nie powstają książki (uwaga
osobista: zapoznać się w końcu z twórczością Woolf), chciałaby coś zmienić, ale
coś w niej samej ją blokuje. Z czasem
się przełamie i ,,odblokuje”, a konsekwencje
tego działania odczuje po parunastu latach Clarissa. Historie bohaterek
przeplatają się ze sobą w sensowny sposób (i nie chodzi tu tylko o książkę
Woolf ,,Pani Dalloway”), natomiast w książce Michaela Cunnighama ,,Godziny” (na
jej podstawie jest film, gdyby ktoś jeszcze nie wiedział) nie mogłam wniknąć w
fabułęi oraz relacje między Virginą, Laurą i Clarissą. Czytałam ją z 5 lat
temu, chyba czas najwyższy się z nią przeprosić.
Trzy kobiety nie mogą poradzić
sobie z ciągłą postawą ,,rozsądek i spokój przede wszystkim”. Poddają się emocjom.
U Laury nie ma uzewnętrzniania się z nimi wśród bliskich, jest zawsze spokojna.
W pewnym momencie i ona jednak nie daje rady grać roli perfekcyjnej pani domu.
Virginia to dwie osobowości – ta w świecie własnych wyobrażeń, tworząca
historie, które później istnieją na piśmie oraz ta żyjąca z mężem Leonardem i
walcząca z chorobą psychiczną. Clarissie
zdarza się wracać pamięcią do przeszłości i wpadać w melancholię, jednak na co dzień
sprawia wrażenie pogodnej. Od długiego
czasu regularnie przychodzi do Richarda, swojego przyjaciela. Pragnie mu pomóc,
choć tak naprawdę jej cel to utrzymanie go przy życiu – co on sam wypomina z
wyrzutem. Spotkania z nim nie należą do
lekkich, bo gdy słyszy od niego słowa: ,,Och, Pani Dalloway... Wydajesz
przyjęcia, by ukryć ciszę.” oraz zdaje sobie sprawę jak bardzo jej życie jest
bezwartościowe i plan przygotowania przyjęcia runął jak domek z kart, nie
wspominając o ,,trzymaniu się w pionie”, które zaczęło chylić się w kierunku
,,moje życie to porażka”.
Nie napiszę oczywiście jak to ich
historie się zakończą i jaki wpływ będą miały na siebie. Co się stanie z
idealną rzeczywistością Laury? Czy Clarissa pogodzi się ze słowami Richarda, a
może będzie tkwić w smutku? Jeśli chodzi
o Virginię to zakończenie jest znane – włożyła kamienie do płaszcza i utopiła
się. Ważniejsze jest jednak to, w jaki sposób radziła sobie z chorobą.
Człowiekowi nie można nakazać, że lepsze miejsce na odpoczynek to wieś a nie
miasto, że ,,powinno się” żyć w małżeństwie i mieć dzieci, że utrzymywanie
kontaktów to coś, czego nie można zakończyć. Słowa Virginii: , Żeby spojrzeć życiu w twarz... Zawsze patrz
życiu w twarz. Dopóki się nie przekonasz do czego ono jest. Do końca, aż je
poznasz. Aby pokochać je takie, jakim jest. A później, żeby je odłożyć. Leonard...
Zawsze między nami całe lata... Zawsze lata. Zawsze miłość. Zawsze godziny” to impuls, żeby zastanowić się nad swoim
życiem. Godziny zawsze będą upływać – banalna sprawa, nad którą raczej się nie
zastanawia. Może zbyt mało się jej poświęca uwagi, a godziny nieustannie płyną…
Miałam pisać też o tym, że podobał mnie się styl ubioru Clarissy i Virginii,
ale to już innym razem.
Źródło zdjęć: http://www.poznan.repertuary.pl/images/dbimages/fi_2859_0_p1.jpg , http://i1002.photobucket.com/albums/af148/jackrafal/godziny.jpg
Już od dłuższego czasu staram się obejrzeć ten film, ponieważ uwielbiam Meryl, a towarzyszącymi jej Kidman oraz Moore także nie pogardzę. Ogólnie rzecz biorąc lubię melancholijne dramaty i lekko szarawe zdjęcia typu noir. Z pewnością obejrzę. :)
OdpowiedzUsuń