niedziela, 19 maja 2013

,,Chyba strzelę focha!" Mikołaj Milcke


Mikołaj Milcke ,,Chyba strzelę focha”


Czasem bywa tak, że czytając książkę można wejść do innego świata. Innego, czyli załóżmy fantastycznego, nierealnego. Jednak czasem ta przestrzeń jest bardzo podobna do naszej, wręcz wydaje się jak bardzo bliskie nam problemy mają bohaterowie. Tak jest w drugiej książce Mikołaja Milcke pt. ,,Chyba strzelę focha!". Na początek o tytule.Czym jest tu ,,foch"? Napiszę tyle - o dziwo foch nie wiążę się w tym wypadku z obrażeniem, ale z zaufaniem.

Główny bohater, student drugiego roku dziennikarstwa, mieszka w Warszawie w luksusowej dzielnicy ze swoim partnerem, Wiktorem. Jako przyjezdny z małego miasta czuje się już w stolicy w miarę pewnie. Na studiach idzie mu średnio, ale źle nie jest. Wszystko w miarę się układa, do momentu wizyty u matki jego partnera – Marty. Okazuje się, że chłopak z prowincji – co z tego, że zaradny, niegłupi i z zainteresowaniami – po prostu nie odpowiada kobiecie. A nie jest to zwykła mamusia, która chciałaby dla swojego syna najlepiej. To kobieta wiecznie wyglądająca jak z żurnala i wiedząca, co powiedzieć. Modliszka, która raz potrafi być miła i do rany przyłóż, a raz być żyletą. Wszystko po to, by odciągnąć Wiktora. 

To pierwszy z problemów. Dochodzą jeszcze do tego perypetie jego przyjaciółek – Marii, Matyldy i Niny. Dziewczyny, z którymi można pogadać o wszystkim, chociaż nie zawsze są to miłe rozmowy – jak to w życiu. Dodam, że większość ich kłopotów wiąże się z osobnikami płci męskiej. Pokazani są oni w sposób negatywny, ale też ironiczny. W końcu np. zapisywanie tekstów z polskich filmów i seriali nie jest niczym złym, ale ciągłe używanie ich jako formy wypowiedzi zakrawa na coś śmieszno – tragicznego. Na szczęście bohaterki nie są zwolnione z wad i bywa, że wykazują się np. ślepotą (wobec miłości), głupotą (wobec własnego zdrowia) i nieodpowiedzialnością (wobec swoich decyzji). Ostatecznie cały portret kręgu osób głównego bohatera rysuje się bardzo realistycznie i gdyby to nie była fikcja, mogłabym uwierzyć, że taka grupka ludzi istnieje naprawdę i gdzieś tam przeżywa swoje sukcesy i porażki.

Są też rzeczy odrobinę nierealistyczne. Wiktor, 31 letni Hiszpan miał być wykreowany na człowieka z temperamentem albo przynajmniej z charakterem. Tymczasem mimo swojego pochodzenia i różnicy wieku wypada blada przy głównym bohaterze. To młody student dziennikarstwa jest o wiele bardziej energiczny nie boi się podejmować wyborów. Może jednak o to chodziło – że tak naprawdę nie ważne czy jesteś starszy czy młodszy, czy masz pochodzenie z kraju o chłodnym lub ciepłym klimacie, podstawą jest to co ty robisz? Wyszła taka trochę puenta, a tu jeszcze część o wadach. Na co jeszcze mogę ponarzekać? Przykładowo związek Wiktora i głównego bohatera to mieszanka sielanki i wielkich dramatów, typu ,,twoja matka przychodzi do mnie z pretensjami, ale nie będę tego mówił, bo i po co” albo ,,facet, którego poznałem w klubie, pracuje też w radiu, do którego chce iść na staż, co robić?!”.

Nie wiem czy zamiatanie problemów – nawet tych małych – kiedykolwiek przynosi pozytywne efekty. Zresztą można zobaczyć to w książce, gdzie dobrze zostaje pokazane określenie ,,oliwa na wierzch wypływa”. Nie brak lukru. Ot, chociażby dzieciństwo i problem z alkoholem w rodzinie, złe relacje z ojcem i chęć zrozumienia swojej orientacji seksualnej – nawet próba leczenia jej. To teoretycznie ciężkie tematy. Czyta się je jednak bardzo płynnie i nie czuje się przytłoczenia. Co będę gadać, ,,zjadłam” tę książkę w trzy dni, a że cały jeden dzień byłam poza domem (Noc Muzeum) to praktycznie dwa dni. I nie był to posiłek książkowy jakości ,,czytam szybko, zapominam jeszcze szybciej”. Teraz tylko przydałoby się przeczytać pierwszą część. Spróbuję przełamać niechęć wobec tytułu ,,Gej w wielkim mieście”, bo ,,Chyba strzelę focha!” to dobra lektura. 


Źrodło zdjęcia: ksiegarniacyfrowa.com.pl 

niedziela, 12 maja 2013

,,Co ja tu robię" o Tadeuszu Konwickim. Umiejętność rozmowy.


,,Co ja tu robię?” Tadeusz Konwicki


         Nie zawsze człowiek umie dogadać się z tym drugim człowiekiem. Najważniejsze jednak, żeby znaleźć jako taki klucz do drugiej osoby. Wiedzieć kiedy można o coś zapytać i w jaki sposób, a kiedy lepiej wstrzymać się od pytań. I tak jest w filmie o Tadeuszu Konwickim ,,Co ja tu robię?”. Poza wstawkami z jego filmów, autor został w nim przepytany przez parę osób, które albo związane są z analizą jego twórczości – Janusz Anderman, Stanisław Bereś, Tadeusz Lubelski,  albo są z nim w jakimś bliższym (lub dalszym, ale wystarczająco zaufanym) kontakcie - Andrzej Łapicki, Adam Michnik, jego córka Maria Konwicka. Ważne jest to jak bardzo widać różnice między rozmową z tymi, którzy znają twórczość Konwickiego a tymi, którzy poznali go bezpośrednio.

Najpierw Janusz Anderman dopytuje głównego bohatera o sprawy pochodzenia, o Wilno,  główne motywy w filmach – ucieczka, niepokój, o znalezienie się w zupełnie innym otoczeniu. Jest to rozmowa prywatna, ale nie poruszająca pewnych granic. Chociaż pytania niełatwe, Konwicki spokojnie na nie odpowiada. Następnie rozmawia z Andrzejem Łapickim o przeszłości i tu widać po prostu porozumienie między nimi – czy to jest przyjaźń, niech widz sam oceni. Nietrafionym punktem wydaje się zderzenie Konwickiego ze Stanisławem Beresiem i Tadeuszem Lubelskim. Oni – jak sami mówią – twórczość Konwickiego analizowali niejeden raz. Zabrakło jednak odrobiny taktu i tej umiejętności wyczucia. Na pytania o zabijanie, plotki, partyzantkę czy czego dotyczyły jego rozmowy z Gustawem Holoubkiem – czy może o ich dziełach, czy o znajomych, czy o otaczającym życiu – Konwicki odpowiada spokojnie, ale w oczach widać dezaprobatę dla rozmówców. Dla niego nie gadanie o tym kto – z - kim-  i – dlaczego, bo to nie odpowiada jego naturze i sposobie wileńskiego wychowania.

Pojawia się też Adam Michnik, który porusza – ale bez napastliwości - sprawy polityki, wolności, socjalizmu, błędów. Tu Konwicki mówi: ,,Błędy wysubtelniają człowieka”, co jest moim zdaniem bardzo trafne. Ostatnia rozmówczyni to Maria Konwicka, wspominająca dzieciństwo oraz porównująca się z ojcem.
Film to mało akcji, dużo rozmów, mało bohaterów, dużo niegłupich odpowiedzi. Chociaż autor broni się przed używaniem patosu w życiu, to w tym wypadku – nawet jeśli brzmi to trochę patetycznie, trudno - lepiej po prostu obejrzeć film niż pisać o nim zbyt wiele.

Źródło zdjęcia: http://www.culture.pl/image/image_gallery?img_id=3392232&t=1320087681677