czwartek, 27 września 2012

,,Lekcja tańca" Katarzyny Krenz - gdyby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała

                 Książka Katarzyny Krenz to mieszanka tańca, emocji, poświęcenia...Opis z tyłu  skusił mnie do tego, aby przyjrzeć się jej bliżej. I nie żałuję, chociaż była to lektura ,,krótka", bo nie jest to książka, którą by się ,,smakowało". Właściwie tuż po zakończeniu  sama nie wiedziałam co o niej myśleć, może zawiodło mnie trochę przeczucie, może miałam za duże oczekiwania. Pozostałych książek pani Krenz nie czytałam, ale jak zobaczę w bibliotece to może ( z nastawieniem na tak) przeczytam. Czemu ,,może z nastawieniem na tak"? Postaram się wyjaśnić to w recenzji ,,Lekcji tańca".


               Po pierwsze parę zdań na temat fabuły. Ze strony merlin.pl - ,,Kolejna książka autorki bestsellerowej powieści ,,W ogrodzie Mirandy". Tym razem bohaterką jest młodziutka balerina Julia. Dziewczyna odnosi sukcesy na scenie, przygotowuje się do wielkiej roli, która otworzy jej drzwi do kariery. Mordercze treningi i życie pełne wyrzeczeń na rzecz tańca, stają się przyczyną rozstania z ukochanym, który nie potrafi zaakceptować sukcesów Julii. Niefortunny upadek podczas próby wyklucza Julię z przygotowań do spektaklu. Wielka miłość i taniec - wszystko co było dla Julii najważniejsze, wydaje się by stracone.
Ujmująca, pełna uroku obyczajowa opowieść o młodości, marzeniach, miłości, bez której największy sukces traci swoją wartość, tańcu, który jest całym życiem i ludzkich losach, które krzyżują się ze sobą w nieodgadniony sposób."

               Mamy Julkę, która z rozpoczęciem książki ma ok. 17 lat a pod koniec prawie 20. Przez te 3 lata dzieje się w jej życiu bardzo dużo. Dużą rolę odgrywają wobec jej wyborów zawodowych i prywatnych ambicje, która przysłaniają miłość, przyjaźń czy nawet urządzenie własnego pokoju. Nawet nie mama - Alicja, dawna baletnica a aktualnie szczęśliwa żona i matka. Lub babcia , zwana Babanią - również tancerka, mieszkająca w Konstancinie i czuwająca nad całą rodziną. Jest jeszcze Tamara - ciotka mieszkająca w Niemczech, gdzieś tam daleko od całej rodziny. Jednak to właśnie listy od niej staną się małą kroplą drążącą uporządkowany świat głównej bohaterki. Kolejną rzeczą staje się pierwsza miłość ze starszym chłopcem - Radkiem. Rzuca on Julkę, bo ,,nie ma czasu na głupoty" i chce skupić się na karierze. Dla 17 letniej dziewczyny jest to na pewno ,,dramat", zwłaszcza jeśli to z nim przeżyła swój pierwszy raz. Jakiś czas później okazuje się, że wygrała elimacje do prestiżowego konkursu tanecznego, w którym zajmuje pierwsze miejsce. W Stuttgarcie na stypendium może w końcu spełnić swoje marzenia jako solistka. O dziwo, obie te rzeczy jej nie cieszą - i tutaj zaczyna się moje ,,ale" wobec książki. Rozumiem, że tancerka traktuje swoje życie jako drogę do celu, czyli zostania mistrzynią tańca. W takim razie niech chociaż trochę okaże radość z powodu sukcesu, natomiast główna bohaterka raczej zachowuje się odwrotnie...Cóż, może nie do końca umiem wniknąć w świat tancerzy, ale to mi trochę to nie pasowało. Czego jeszcze dowiadujemy się wraz z rozwinięciem akcji? Po śmierci Tamary w spadku zostawia Julce mieszkanie w Krakowie. Nie jest również z tego faktu zadowolona, najpierw od razu myśli o jego sprzedaży. Później w wyniku wypadku  i kontuzji nogi nauka samodzielności w samotnym mieszkaniu okazuje się być niezłą lekcją życia dla tancerki. Pojawia się (czasem)  Patryk , 25 letni chłopak zakochany w Julii. Do tego pan Antoni (oraz jego kot Maurycy) - przyjaciel Tamary, a może i ktoś więcej. Ostatecznie główna bohaterka podejmuje decyzję o swojej przyszłości z przymusu, kiedy ,,szansa" na coś innego ją omija - i to z jej własnej winy. Nie będę jednak wnikać w szczegóły nad zakończeniem.

             Co mi się nie podobało?
Parę rzeczy, chociażby cytaty dziwnie psychologiczno-przypominające wywody Paulo Coelho: ,, -Wiesz, jak to jest z łabędziami? Wcale nie tak jak u Czajkowskiego, bajkowo i bezcieleśnie. Żeby naprawdę wzlecieć, trzeba się mocno odbić nogami od ziemi, a potem z całych sił bić skrzydłami....- przerwała, jakby się nad czymś zastanawiała. - No, może jednak trochę jak u Czajkowskiego."
,, Mówi się, że namiętność i rozpacz są piękne, kiedy wyrażają prawdę. Może i tak. Ale te same uczucia bywają też brzydkie, histeryczne i przerysowane. Zbyt...namiętne, by móc je komuś okazać, a co dopiero spokojnie o nich rozmawiać."

Poza tym jakoś za dużo mi było w tej książce opisów złego nastroju i ,,psychicznego gnicia" Julii w starym mieszkanii ciotki niż świata tancerzy lub skupienia się na jej związku z Patrykiem. Przecież Julia nie ma 15 lat, kiedy zostaje w mieszkaniu. Rozumiem, że ,,nauka dojrzałości" i pozostania w nowym miejscu dla każdego jest trudna, ale miałam wrażenie, że główna bohaterka ma nie 20, a właśnie ok.15 lat. Może dlatego, że właściwie nie miała czasu na ,, nastoletni bunt", skoro cały czas tańczyła? Emocje skrywała pod maską ruchów a swoje myśli rzadko kiedy zamieniała w słowa do innych.  Sama postawa głównej bohaterki pozostawia wiele do życzenia. Jej egoizm - zapatrzenie tylko na siebie i taniec. Wytykanie matce tego, że zamiast tańczyć to ją urodziła. Brak życzliwości do ciotki Tamary, która zawsze (tak mi się wydaje) ciekawie opisywała jej świat tańca poprzez sztukę czy historię. Do tego ignorowanie innych, zupełny brak proszenia o pomoc - postawa Zosi Samosi w życiu na dłuższą metę się nie sprawdza.

              Jest też parę powodów, dla których bardzo polecam tę książkę:
Wspaniały dziennik Tamary, zupełnie inaczej opisany taniec niż w oczach Julii czy nawet jej matki. Tamara to postać oryginalna, inteligentna, uważna i do tego niestety nieszczęśliwa. Jej życiorys mógłby być podstawą dla kolejnej książki, ale nie wiem czy autorka ma taki zamiar czy może chciała po prostu chciała ,,urozmaicić" swoją książkę właśnie poprzez takie wstawki. W każdym razie - efekt zamierzony, dziennik Tamary to duży plus książki. Poza tym książkę czyta się lekko i przyjemnie, język jest naturalny. Kolejną zaletą jest dobre przedstawienie drugoplanowych bohaterów - pan Antoni, Patryk , nawet nieszczęsny i zły Radek. Dochodzi jeszcze nauczycielka tańca Julii - Swietłana Michajłowna Borodina, która zdaje sobie sprawę jak bardzo jej uczennica jest utalentowana i chce aby zaszła daleko. Umie jednak powiedzieć jej parę słów ,,do myślenia", bo sama już dawno zakończyła karierę i potrafi spojrzeć na sukces tancerki z dystansem. Natomiast zakończenie w sumie potraktuję jako zaletę, bo zachęciło mnie do przeczytania dalszych losów Julki - nawet jeśli poczułam trochę niedosyt ,,to już?".

               Mimo kilku wad polecam tę książkę, bo rzadko natrafiam na lekturę opisującą świat tancerzy. Czasem efekt wychodzi, czasem gorszy...Tutaj akurat się udało. Na koniec przytoczę cytat, który jak dla mnie jest kwintesencją całej książki: ,, Dotąd życie miało cel. Bez tańca celu nie było, a wszystko inne utraciło sens."
Źródło zdjęcia: google

wtorek, 18 września 2012

Włoski Vogue sierpień 2012 - nikt nie jest samotną wyspą


Modelka: Jamie Bochert 
Fotograf: Steven Meisel
Płaszcz: Ralph Lauren (Rzadko widzę skórzany długi płaszcz,który dobrze wygląda na człowieku.
A szkoda, bo byłoby to coś nowego od skóropodobnych pilotek, ramonesek z kożuchem czy beżowych trenczy.)
Przeglądając różne sesje i okladki dziś akurat ta przykuła mój wzrok, z sierpnia 2012. Aktualna kalendarzowo (post pisałam w sierpniu)  i chyba też cała sesja (tutaj zamieszczam fragment) o inną aktualność zahacza - życie dzisiejszych singielek? Anonimowość w wielkim mieście? Przymusowy wybór co do ciągłego spędzania czasu we własnym towarzystwie lub ewentualnie ze zwierzęciem? Gdyby nie postawa modelek, sceneria (brzydkie, wyglądające na stare meble, bałagan na blatach czy stołach, zużyte opakowania po pizzy) i pusty  wzrok mogłaby to być sesja przedstawiająca po prostu codzienność wielu ludzi. Jednak wydaje mi się, że jej przekaz jest pesymistyczny: odosobnione życie z czworonogiem pośród czterech ścian (nawet w pięknych ciuchach) nie da człowiekowi szczęścia. Skojarzyło mi się zdanie z ,,Był sobie chłopiec" (mniej więcej tak brzmi):
,,Nikt nie jest samotną wyspą"
Samotne ,wystrojone kobiety jedzące chińszczyznę, mające za towarzysza kota czy psa. Ich mieszkanie nie lśni, włosy nie są ułożone a makijaż nie jest mocny. Coś jakby postawa: ,,pięknie się ubrałam, ale na uczesanie i umalowanie już straciłam ochotę". Siedzą w pokojach, chociaż wygląda to jakby zaraz miały zapaść w śpiączkę czy drzemkę.
Ubiór prosty, ale nie nijaki - Miu Miu, Celine, Balenciaga, Chanel, Alexander Wang. Kolory ciemne: czerń, bordo, czerwień. Pojawia się tez biel, ale raczej jest niewyróżniająca się. Może z wyjątkiem podłogi w szachownicę. Do tego czarne torebki na łańcuchu, pojedyncza biżuteria w czarnym kolorze, buty (można i  boso, co przedstawia zdjęcie) na mocnych kwadratowych obcasach, które nie zwracają uwagi kolorem.Ważniejszy jest detal - wiązanie, siatka czy metalowe wstawki.

Bardzo polecam film. Parę rzeczy nie zawsze uda się zauważyć podczas sesji. Mam wrażenie, że tych szczegółów jest o wiele więcej.A teraz skoro już tyle rozpisałam się o sesji, to pora na zdjęcia:
 Na pierwszy rzut oka widzi się kontrast między ubraniem modelki a otoczeniem. Bardziej podoba mi się użycie lakieru do paznokci czy otwartej szafki jako niepasujących rzeczy, które zatrzymują wzrok odbiorcy. Takie ,,wtrącanie" niepotrzebnych przedmiotów potrafi dodać sesji oryginalności i określeń ,,dziwna/niepokojąca/ inna"- a o to chyba chodzi w zdjęciach. Chyba, że ktoś lubi non stop patrzeć na zdjęcia bez żadnych ,,skaz".

 Nie wiem co myślał sobie oryginalny kot (na filmie widać,że jedno oko ma zielone,drugie niebieskie) robiąc tę minę, ale musiało to być coś ciekawego.

Mam przeczucie, że w rzeczywistości te buty Balenciagi bardzo skracają nogi i nie wygladają dobrze.Co potwierdza Kristen Stewart:

Na modelce o dziwo się sprawdzają.
Źródło zdjęć: tfs,popsugar.com

środa, 12 września 2012

Isabella Blow - szalony kapelusznik mody cz. 2

Pora na drugą część o Isabelli Blow:


Gdy wróciła do Anglii, próbowała pisać artykuły dla Vogue, zakończyło się to fiaskiem. Później jej kariera nabrała tempa, pracowała jako stylistka dla brytyjskiej edycji Vogue i została dyrektorem do spraw mody ,,London Sunday Times” i ,,Tatler”. W międzyczasie jej odkrycia to Lee McQueen ( zasugerowała aby używał imienia Alexander) , Julien Macgonald, Hussein Chalayan, Philip Treacy , z modelek: Stella Tennant, Sophie Dahl, z fotografów:  Jürgen Teller, Alistair Thain, Sean Ellis.

                                                           
                                                               Blow oraz Philip Treacy


W 2002 roku zorganizowano wystawę pt. ,,When Philip met Isabella”- ,,Kiedy Philip spotkał Isabellę” przedstawiającą fotografię Blow w kapeluszach Treacy’ego. Nie zawsze świat mody przyjmował ją z otwartymi ramionami – kiedy McQueen sprzedał swoją markę Gucci, wszyscy mieli kontrakty oprócz niej. Poza tym miała także problemy finansowe oraz w życiu prywatnym – wiele prób In-vitro bez sukcesu, separacja z mężem ,nowotwór jajnika, depresja. Podejmowała wiele prób samobójczych – przez tabletki nasenne, skok z mostu, wjazd w tył ciężarówki , utopieniu się w jeziorze i przedawkowanie w Indiach . 6 maja 2007 powiedziała gościom na przyjęciu, że idzie na zakupy. Zamiast tego poszła do toalety i wypiła środek chwastobójczy. Gdy siostra ją znalazła, stwierdziła(mniej więcej) : ,, Boję się, że nie wzięłam ich wystarczająco dużo” . W grudniu 2010 jej mąż wydał o niej książkę pt. ,,Blow by Blow”.

 
A co ona sama o sobie mówiła? ,, Jeśli jesteś piękna, nie potrzebujesz ubrania - mówiła. - Jeśli jesteś brzydka jak ja, jesteś jak dom bez fundamentów, musisz budować od góry.” Gdy zaczynałam pisać ten tekst, byłam w dobrym nastroju. Główna bohaterka swoim wyglądem też wzbudza raczej uśmiech niż smutek – szkoda, że nie było tak w przypadku jej życia osobistego. Jaka była Isabella Blow pod płaszczem swoich ekscentrycznych strojów i kapeluszy? Nie wiem, ale jakoś szkoda, że moda straciła tak kolorowego ptaka.
Korzystałam z książki ,,Królowa Vogue’a – Anna Wintour” Jerry Oppenheimer , Wysokie Obcasy: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,8794392,Jestem_jak_swinia_weszaca_za_truflami.html , Wikipedii. Polecam też artykuł Cathy Horyn : http://runway.blogs.nytimes.com/2007/05/10/the-pillar-isabella-blow/